17 grudnia 2015

Rozdział 6 - "Pomoc Kłamcy"

Ooooj dawno mnie tu nie było i nie wiem czy ktoś jeszcze tutaj zagląda. Mam nadzieję, że tak :) W sierpniu wkradł mi się w rozdziały mały chochlik, więc dla osób czytających do uzupełnienia pozostał rozdział 4. Nic ciekawego się tam może nie dzieje, ale trochę rozjaśnia sytuację. Trzymajcie się Kochani i Wesołych Świąt :*


Loki Laufeyson zaczynał się nudzić. Musiał zrobić coś nie tylko ze swoim własnym, wiecznym oraz niesamowicie monotonnym życiem, ale również w sprawie Julie. Dziewczyna była niesamowicie skryta. Nie chciała odpowiedzieć na wszystkie jego pytania. Właściwie nie powinien przecież liczyć na nic innego. Wykorzystał zły moment. Była przerażona, chociaż starała się za wszelką cenę udawać, że tak nie jest. Pogubiła się. Jednego dnia była zwykłym człowiekiem, drugiego stała się obiektem zainteresowania T.A.R.C.Z.Y. i nie tylko.
Kopnął ze złością kamień, który odbił się od jednej z kolumn znajdujących się w sali tronowej. Nie lubił marnować okazji. To było do niego niepodobne.
Tym razem musiał przygotować się nieco lepiej. W prawdzie oczy wielu mieszkańców Asgardu spoglądały na niego nieufnie, ale nie potrzebował ich. Kiedy zostanie władcą… Te sposób patrzenia na wszystko co go otacza włączał się ostatnio nadspodziewanie często. Przestawał nad tym panować. Jak jednak mógł spokojnie patrzeć na nieporadne rządzy swojego ojca? Według niego w Asgardzie wszystko było w jak najlepszym porządku, a Thor był jego godnym następcą. To wszystko przyprawiało Laufeysona o mdłości.
Już jakiś czas temu Odyn odsunął od siebie swojego przysposobionego syna. Przestał mu ufać, co chyba nie powinno nikogo dziwić. Loki jawnie sprzeciwiał się jego wszelkim zakazom oraz zaleceniom. Nie siedział cicho w zamku, zamknięty we własnej komnacie.
Wiedział, że ktoś śledzi każdy jego krok. To było nawet całkiem zabawne. Ciężko przechytrzyć mistrza iluzji; osobę, która coraz bardziej świadoma jest swoich zdolności. Loki nie był mistrzem, jeszcze sporo mu brakowało. Każdego dnia, kiedy nie miał siły na unikanie „ochrony”, siedział nad starymi księgami. Czerpał z nich wiedzę. A gdy oczy zamykały mu się ze zmęczenia – śnił.
- Loki.
Mężczyzna podniósł głowę na dźwięk swojego imienia. Nawet nie zdawał sobie sprawy, gdzie nogi go niosą. Po prostu szedł przed siebie, aż dotarł do Tęczowego Mostu. A może powinien znów wybrać się na Ziemię? Może powinien porozmawiać z Julie i postarać się zdobyć jej zaufanie?
Loki spojrzał z niechęcią na Karla. Nigdy nie lubił tego siwego staruszka. Był prawą ręką Odyna oraz kompletnym durniem.
- Loki, potrzebuję twojej pomocy.
- A to nowość – szepnął Laufeyson, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Czy to kolejna próba, której chce mnie poddać Odyn lub Thor?
Starzec pokiwał głową przecząco. Rozglądał się nerwowo dookoła. Z całą pewnością bał się posądzenia o zdradę stanu. A przecież Loki zdążył zrobić już chyba wszystko co się dało, by zrehabilitować swoje imię. Nie wysilał się przy tym zbytnio. Nie widział w tym sensu.
- Twój ojciec ma obsesję. Widzi w mojej wnuczce to samo zagrożenie, co w moim synu. Oficjalnie nikt nie może się udać do Acanthy, ale ty znasz inne drogi – Karl mówił coraz szybciej. – Możesz odwiedzić Muspelheim i dowiedzieć się, że Julie wcale nie jest tym cudownym dzieckiem. Nie doprowadzi do upadku żadnego ze światów.
Loki uniósł sceptycznie brew. Więc jednak ktoś zwracał się właśnie do niego o pomoc. Kiedyś ten piękny dzień musiał nadejść. Rzecz jasna jeśli miał się zgodzić, musiał odnieść jakąś korzyść. W jego świecie nic nie dzieje się bez przyczyny. Ani bezinteresownie.
Wyprawa do królestwa ognia była niebezpieczna. Tamtejsi giganci niezbyt dobrze wspominają Lodowych Olbrzymów. Z całego serca zaś nienawidzą Asgardczyków. W jakikolwiek sposób by się nie przedstawił – zginie, lub rozpęta wojnę. Póki co chciał być pewien, że obie opcje da się wykluczyć.
- To szaleństwo, Karl. Mógłbyś porozmawiać z moim ojcem, by zapewnił tobie bezpieczną podróż do Muspel. – W oczach Lokiego pojawił się znajomy błysk. Miał już plan. – Julie nie jest osobą, na której powinno mi w jakiś sposób zależeć.
- A jeśli rzeczywiście jest tym nadprzyrodzonym dzieckiem? – Karl musiał chwycić się ostatniej deski ratunku. – Jeśli to prawda, będziesz mógł zagwarantować jej bezpieczeństwo. Nauczysz ją korzystać ze wszystkich darów, które posiada. Zdobędziesz swój klucz do przejęcia władzy.
- Przeciwstawisz się woli swojego władcy – stwierdził czarnowłosy, śmiejąc się przy tym szczerze. – Jesteś aż tak głupi, czy zdesperowany?
- Wiem, że Julie jest dobrą, porządną dziewczyną.
- To się jeszcze okaże – szepnął Loki pod nosem, wyciągając przed siebie obie ręce. – Starcze, czy wierzysz w klątwy?
- Oczywiście.
- W takim razie pamiętaj, że będziesz moim dłużnikiem.
Aby nadać sprawie nieco więcej powagi, czarnowłosy wymruczał pod nosem kilka, nic nie znaczących słów. Sam nigdy w klątwy nie wierzył.

Do Nowego Jorku jesień zawitała na dobre. Od blisko dwóch tygodni niebo pokryte było gęstą warstwą szarych chmur, nie pozwalając promieniom słońca przebić się chociaż na krótką chwilę. Julie zaczynała się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest meteopatką. Wraz ze zmianą pogody, zmieniał się również jej nastrój. Jedynie zajęcia w szkole dawały jej jakąś motywację do wstania z łóżka. Była bowiem dla dzieci symbolem nadziei.
Od wypadku minęły prawie dwa miesiące. Po paskudnej bliźnie nie było nawet śladu. Wszystkim znajomym wmawiała, że to lekarze wykonali bardzo dobrą robotę. Nie chciała im mówić o swoich boskich genach. Było prawie pewne, że ją wyśmieją. Przecież Julie Karlson nie była nikim specjalnym. Do tej pory uważali ją raczej za osobę nudną. Nikt nie pytał: Hej, pójdziemy dzisiaj wieczorem do klubu? Nie lubiła klubów. Wolała spędzać wieczory w bibliotece lub na kanapie, oglądając jakiś dobry film. Najlepiej dramat.
Tego wieczora Julie nie chciała wracać do pustego mieszkania. Musiała wreszcie przed sobą przyznać, że zaczynała tęsknić za Mattem. Chociaż nie tyle za nim, co za osobą, która jakoś zajęłaby jej myśli. Niestety było zbyt ciężko wykonać ten jeden telefon. Ciągle zbyt wiele wątpliwości.
Musiała więc sama uporać się z miską popcornu. Z regału ściągnęła jeden ze swoich ulubionych filmów. Pamiętnik. Wzruszająca, ale niesamowicie pozytywna historia. I co z tego, że chciała obejrzeć ją chyba setny raz? Miała popcorn, owinęła się ciepłym kocem, odpaliła odtwarzacz DVD. Prawie podskoczyła, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.
Zmarszczyła brwi. Nie spodziewała się gości. Gdyby to Matt miał wpaść z niespodziewaną wizytą, z całą pewnością użyłby swoich kluczy. Poza tym najpierw by zadzwonił. Był zdecydowanie zbyt przewidywalny.
Kot zjeżył się na grzbiecie, podchodząc do drzwi. Julie posłała mu zdziwione spojrzenie, kiedy prychnął cicho. Niedbale przeczesała ręką blond włosy.
- Dobry wieczór, Julie.
Dziewczyna stała dłuższą chwilę w drzwiach z rozdziawionymi ustami. Musiało to trwać nieco ponad minutę, bo mężczyzna zmieszał się widocznie. Przeniósł spojrzenie na czubki własnych butów.
Z całą pewnością nie tak go zapamiętała. Miał typowy dla siebie strój. Coś na podobieństwo zbroi z czerwoną peleryną przypiętą do naramienników. Dla większości ludzi pewnie wyglądałby śmiesznie, gdyby nie fakt, że przecież pochodził z innego świata. Do tego był jednym z Mścicieli. Takim wybaczyć można wszystko. Teraz Thor ubrany był w zwykłe dresy, nie miał ze sobą Mjolnira. Właściwie to niczym by się nie wyróżniał od reszty nowojorczyków, gdyby nie szlachetne rysy twarzy oraz dostojna postawa.
- Zjawiłem się nie w porę? – Zapytał po chwili. – Bo jeśli tak, to nie chciałbym się narzucać.
- Narzucać? – Julie z niechęcią spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Zero makijażu, potargane i poplątane włosy. Tragedia. – Zapraszam.
Nie przypuszczała, że Thor jeszcze zagości w jej życiu. Mówiąc szczerze, nie spodziewała się już żadnego z Avengersów. W prawdzie kontakt z T.A.R.C.Z.Ą. się nie urwał, ale telefony stawały się coraz rzadsze. Jedynie dalsze badania do pracy inżynierskiej posuwały się naprzód w zadziwiającym tempie. Wyglądało na to, że obroni się zdecydowanie szybciej niż pierwotnie to zaplanowała. Chociaż ostatnimi czasy jej zamiłowanie do astrofizyki nieco zmalało.
Thor rozglądał się zainteresowaniem po całym mieszkaniu. Próbował też pogłaskać kota, ale ten z głuchym prychnięciem uciekł do łazienki. Mężczyzna mruknął pod nosem, że zwierzęta nigdy go nie lubiły. Julie uśmiechnęła się delikatnie. Z grzeczności zapytała, czy niespodziewany gość nie ma ochoty się czegoś napić. On, zapewne też z grzeczności, odmówił, zajmując przy tym miejsce na kanapie.
- Co oglądasz? – Zapytał ze szczerym zainteresowaniem.
Julie zaczęła nerwowo wyłamywać palce. Usiadła na drugim końcu kanapy, ponownie opatulając się kocem. Popcornu nie zdążyła zabrać. Thor przygarnął całą miskę i zainteresowaniem obserwował pierwszą scenę filmu.
- Thor, czy mogę zapytać co tutaj robisz? Bo wiesz, bogowie niezbyt często mnie odwiedzają.
- Miałem odwiedzić ciebie już wcześniej, ale niestety inne obowiązki wzywały – skrzywił się nieznacznie. – Obiecałem jednak odpowiedzieć na twoje pytania i słowa zamierzam dotrzymać.
- Ach, o to chodzi. Bo widzisz, miałam okazję spotkać się z twoim bratem i trochę już sobie z nim pogawędziłam o Asgardzie oraz moich przodkach.
W jednej chwili Thor stracił zainteresowanie filmem. Wbił w Julie swoje błękitne tęczówki. Zdawał się prześwietlać ją nimi na wskroś.
- Loki był u ciebie?
- Jeszcze w szpitalu. Odwiedziny o trzeciej w nocy trochę mnie zaskoczyły, ale całkiem miło nam się gawędziło.
Thor zmarszczył czoło. Loki twierdził, że już zrozumiał, po której stronie powinien się opowiedzieć. Zmienił się. Wyciszył. Przestał ingerować w sprawy dotyczące Asgardu. Nie podważał autorytetu Odyna. Strażnicy śledzili każdy jego krok. Wyglądało na to, że Laufeyson nic nie kombinuje. A jednak w głębi duszy Thor przeczuwał, iż to wszystko jest jedynie kolejnym złudzeniem.
Odsunął od siebie szybko wszystkie, mroczne myśli. Przybył do Nowego Jorku w tajemnicy nawet przed własnym ojcem. Dziś był tylko dla Julie. Czuł, że jest jej coś winien.

- W takim razie chcę się usprawiedliwić – zaczął, rozsiadając się wygodniej na kanapie. – Jeśli chodzi o twojego ojca…