12 sierpnia 2015

Rozdział 5 - "Dobre złego początki"

Przepraszam, znowu nawaliłam z publikacją. Tym razem obiecuję, że to się już nie powtórzy. I zaczynam nadrabiać zaległości u Was. Do napisania za dwa tygodnie, Robaczki :)
***

Budynek agencji T.A.R.C.Z.A. w pozoru nie wyróżniał się niczym szczególnym. Zwykła, szara elewacja, pięć pięter oraz kilkanaście stopni prowadzących do wejścia. Ludzie zdawali się omijać to miejsce szerokim łukiem. Jedynie co jakiś czas pojedyncze osoby ubrane w eleganckie, pewnie drogie, garnitury wbiegały po schodach. Spieszyli się, jakby od tego zależało bezpieczeństwo tego kraju. Cóż, pewnie tak właśnie było.
Julie Karlson siedziała na betonowej ławce pod jednym z jesionów po drugiej stronie ulicy. Co jakiś czas zerkała na zegarek. Do spotkania miała jeszcze ponad godzinę. Dopiero dochodziła siódma. Powinna spać smacznie w swoim łóżku, ale kiedy tylko zamykała oczy – dręczyły ją koszmary. Była pewna, że niejednokrotnie krzyczała przez sen. Budziła się zlana zimnym potem.
Każdy koszmar przebiegał mniej więcej tak samo. Ona znajdowała się w Asgardzie, a ktoś próbował ją zabić. Chciała uciekać. Kilkukrotnie udawało się jej dostać na Tęczowy Most. Bifrost był w zasięgu ręki. Wtedy za plecami blondynki zjawiał się ten stary mężczyzna o smutnych oczach. Powtarzał, że nie chce tego robić. Został zmuszony, by odebrać życie przeklętemu dziecku, które może doprowadzić do upadku wszystkich światów. Pytała się, co ona może mieć z tym wspólnego, ale kręcił tylko głową ze smutkiem, zaciskając swoje kościste palce coraz mocniej na rękojeści sztyletu.
Pokręciła głową. Musiała odgonić od siebie te ponure myśli. Te sny z całą pewnością były skutkiem dramatycznych wydarzeń. Tak przynajmniej określiłby to każdy psycholog. Wierzyła, że z czasem to wszystko minie.
Dzień zapowiadał się wyjątkowo przyjemnie. W prawdzie temperatura oscylowała w okolicy piętnastu stopni, ale delikatne promienie słońca pieściły skórę przechodniów, a spokojny wiatr poruszał jeszcze zielonymi liśćmi na drzewach. Julie czuła, że jesień zawita do Nowego Jorku zdecydowanie wcześniej, niż przed rokiem. Uroki zmiany klimatu. Tak przynajmniej twierdzili amerykańscy naukowcy.
- Hej. – Miejsce obok blondynki zajął wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Wyglądał na nie więcej jak trzydzieści lat i trzeba było mu oddać, że był całkiem przystojny. – Steve Rogers.
Mężczyzna wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. Spojrzała na nią z wahaniem, zanim ją uścisnęła.
- Julie Karlson. Przepraszam, ale czy powinnam skądś pana kojarzyć?
- Kapitan Ameryka we własnej osobie. I darujmy sobie tego „pana” oraz „kapitana”.
O dziwo mężczyzna nie wydawał się być zażenowany faktem, iż nie został rozpoznany. Jego twarz przecież już kilkukrotnie znalazła się przecież na okładkach popularnych magazynów dla kobiet. Rzecz jasna cały dochód przeznaczał na cele dobroczynne. Bohater narodowy pełną gębą. Dla Julie jego wizerunek był zdecydowanie zbyt przerysowany. Siedząc obok, sprawiał wrażenie zwykłego człowieka.
- Julie, powiedz mi, jak wiele wiesz na temat brata twojego faceta?
- Mojego faceta?
- Loki, Thor – Steve wyjaśnił szybko, przewracając przy tym oczami. – A mówili, że jesteś niesamowicie bystra.
Przechodnie spojrzeli na blondynkę, która nie mogła powstrzymać histerycznego śmiechu. Mogli nawet uznać ją za wariatkę.
- Thor nie jest moim facetem – sprostowała, ocierając z policzków łzy. – Ale to całkiem zabawna perspektywa. A na temat Lokiego wiem tyle, co przeczytałam w Internecie.
- Dlaczego rozmawiał z tobą w szpitalu?
- Czy to przesłuchanie? – Julie skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. – Po pierwsze: Loki zadawał jakieś nieistotne pytania. Kim był mój ojciec, jego ojciec i tak dalej. Po drugie: skąd o tym wiesz? To spotkanie odbyło się w środku nocy i…
Zamilkła. Rozmowa z kimś o godzinie trzeciej w nocy przecież nie mogła przejść niezauważona w miejscu pilnie strzeżonym przez agentów. Nawet jeśli to była nic nieznacząca gra w pytania i odpowiedzi – musieli to odnotować. Myśl, że jest obserwowana sprawiła, iż przeszły ją dreszcze.
- Nie chcę mieć w tobie wroga. – Zazwyczaj takie słowa nie zwiastują pomyślnego przebiegu dalszej konwersacji. – Nie chcę, byś przypadkiem zeszła na niewłaściwą drogę. Nie wiem kim jesteś, ani dlaczego Phil Coulson widzi w tobie dobry materiał na agentkę…
- Dzięki za miłe słowa, Steve – wycedziła Julie między zębami. Ten rozłożył bezradnie ręce.
- Nie są miłe, ale prawdziwe. Jesteś dziewczyną znikąd. Nauczycielką w szkole dla dzieci niepełnosprawnych, która przypadkiem została raniona mieczem tego zielonego kolesia. Trafiasz do szpitala i nagle okazujesz się jakimś medycznym cudem! Ciężko mi uwierzyć w to, że nie miałaś o niczym pojęcia.
Julie nie miała siły, ani ochoty niczego udowadniać. Poza tym spowiadanie się Rogersowi było ostatnią rzeczą, jaką była w tej chwili skłonna zrobić. Jeśli ktoś nie chciał – nie musiał wierzyć.
- Przepraszam, muszę już iść – mruknęła, podnosząc się z ławki. Omal nie pisnęła z przerażenia, kiedy mężczyzna złapał ją za nadgarstek. – Puść mnie.
- Nie chciałem być nieuprzejmy – wydawał się być faktycznie skruszony. – Julie, musisz być fantastyczną dziewczyną, skoro tak szybko zaskarbiłaś sobie uznanie u samego boga oraz agenta Coulsona. Ten pierwszy na ogół nie ma szczęścia do ludzi, ale Phil nigdy się nie myli. Moją przychylność trudno jest zdobyć, ale nie chodzi tylko o ciebie. Po prostu z założenia jestem nieufny wobec ludzi. – Uśmiechnął się czarująco. – Czy bogów, czy pół-bogów, czy innych stworzeń.
Julie uniosła sceptycznie jedną brew. Czy on serio powiedział właśnie, że uważa ją za jakieś inne stworzenie? Westchnęła z rezygnacją. Dopiero dziś miała przejść oficjalną rozmowę kwalifikacyjną do T.A.R.C.Z.Y. Nikt nie powiedział, że na sto procent tam zostanie. Co więcej, raczej marne szanse były na to, aby musiała ściśle współpracować z ekipą Mścicieli. Skoro tak, to nie musiała nawet starać się, by polubić Steva Rogersa. A jeśli reszta ma być do niego podobna – Julie nawet nie miała zamiaru się prosić o jakąś poważniejszą posadę.
Wkraczając do budynku agencji, Karlson niemal natychmiast zmieniła zdanie o jego niepozorności. Natychmiast została wychwycona przez ochroniarzy. Poprosili o przedstawienie się oraz podanie celu wizyty. Sprawdzali autentyczność danych na niewielkich tabletach. Urządzenia te musiały być jakąś nowinką technologiczną, bo Julie mogła przysiąc, że nigdzie jeszcze takich nie widziała. Po chwili mężczyźni wręczyli jej plakietkę z napisem gość, a następnie skierowali do windy.
Wjechała na drugie piętro z grupą agentów, którzy rozmawiali o jednej z ostatnich spraw. Mówili ogólnie, więc niestety nie udało się Julie wychwycić żadnych szczegółów. Lekko speszona przemierzała długi, wąski korytarz w poszukiwaniu pokoju z numerem dwieście trzy na drzwiach.
- Witam panno Karlson – nawet nie zdążyła zapukać, kiedy drzwi otworzyły się szeroko. Stał w nich uśmiechnięty agent Coulson. – Zjawia się pani wcześniej.
- Nie lubię się spóźniać.
Wkroczyła do przestronnego gabinetu, którego okna wychodziły na Central Park. Surowy wystrój sprawiał, że poczuła się nieswojo. Nie było tutaj na ścianach żadnych dyplomów za wybitne osiągnięcia. Na biurku nie stało ani jedno zdjęcie przedstawiające rodzinę agenta. Właściwie nie było tam nic poza komputerem oraz telefonem.
Julie zajęła miejsce, które agent Coulson wskazał gestem dłoni.
- Sprawy trochę się skomplikowały – oznajmił, wyjmując z szuflady jakieś papiery. – Będziemy musieli poczekać jeszcze jakiś czas z pani przyjęciem.
- Rozumiem.
Nie była rozczarowana. Można powiedzieć, że po cichu tego właśnie się spodziewała. To było prawie niemożliwe, by trafiła do pracy swoich marzeń. I to na własnych warunkach. Przecież na pierwszym miejscu w dalszym ciągu chciała stawiać nauczanie w szkole.
- Obiecuję, że to nie potrwa długo. Musimy wyjaśnić jedynie kwestię pani, hm, pochodzenia.
- Jeśli wam się to uda, to powinniście dostać jakąś nagrodę – prychnęła Julie. – Nie rozumiem dlaczego nikt nie akceptuje, że jestem po prostu sobą. Nie obchodzi mnie, kim mogłam być. Najpierw pan mnie uświadomił, później Loki przeprowadził przesłuchanie, a dzisiaj rano jeszcze ten wasz cały Kapitan.
Coulson pokiwał głową ze zrozumieniem. Gdyby nie ten wypadek, Julie Karlson z całą pewnością w dalszym ciągu wiodłaby spokojne życie nauczycielki. Wiele z jej sekretów nigdy by nie wyszło na jaw.
- Obiecałem jednak kilku osobom, że będziemy panią ochraniać.
- Komu pan obiecał?
- Wszystko w swoim czasie. – Agent uśmiechnął się serdecznie. – Pragnę też zaznaczyć, iż wszelkie sprawy związane z T.A.R.C.Z.Ą. i pani działalnością tutaj, muszą pozostać tajne.
- Oczywiście.
Następnie Coulson przeszedł do przedstawienia pokrótce czym tak właściwie agencja się zajmuje. T.A.R.C.Z.A. to tak właściwie Tajna Agencja Rozwoju Cybernetycznych Zastosowań Antyterrorystycznych. Lub, jak kto woli, Tajna Rada Czujności Antyszpiegowskiej. Do zadań agentów należy nie tylko obrona kraju przed szpiegami. To również czuwanie nad bezpieczeństwem Ziemi. Chronienie jej przed niebezpieczeństwem z innych światów. Niejednokrotnie też okazywało się, iż sojusznicy okazywali się najgorszymi wrogami. Agent nie zapomniał wspomnieć o Lokim.
- Ach dajcie święty spokój. – Julie machnęła niedbale dłonią. – Póki co Loki nie zrobił mi nic złego. Właściwie okazał się całkiem miły. Prawie tak samo, jak jego brat.

Pewnie nie powinna była tego mówić. Agent Coulson westchnął cicho, zwieszając przy tym głowę.

3 komentarze:

  1. Czyżby pierwsza? :D
    Czytało mi się przyjemnie. Muszę przyznać, że widać dużą zamianę i to oczywiście na plus. Opisy, które tutaj wstawiłaś mnie urzekły, a jak wiesz u mnie to chyba najważniejsze w pracy. Co do treści, w sumie nie dziwię się, że Kapitan tak zareagował na najnowszy nabytek TARCZY. Również byłabym podejrzliwa. Po tym co on przeszedł ma do tego prawo. Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie dłuższy, ponieważ po tym mam niedosyt. Na koniec życzę Ci dużo weny i zapraszam do mnie,
    http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie moje modły zostały wysłuchane!
    Choć jestem troszeczkę zawiedziona ilością treści. Tak jak Onnawen. mam pewien niedosyt. Do tego ilość czasu, którą musieliśmy czekać...Ale mam nadzieję, że następna notka będzie dłuższa! :D
    A teraz pora na analizę treści xd
    Agent Coulson ma u mnie dużego plusa. Przynajmniej on jeden daje szansę wykazać się Julii. Nie to co Steve. Zdenerwował mnie w tej notce. Rozumiem, że może być nieufny, zwłaszcza dla "dziwnych stworzeń", ale Kapitan to raczej potulny i lojalny baranek. Ale poczekamy na dalsze rozdziały. Mam nadzieję, że zaufa Julii.
    I brakuje mi Thora. Obiecał, że będzie przy pannie Klarkson a tu co? Ale cóż...faceci :D
    Pozdrawiam
    Lora ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny :) czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń