Dzień dobry. Dobry dzień. Wszyscy co dalej czują się dziećmi: wszystkiego najlepszego! Od razu mówię, że ten pierwszy rozdział nie należy do moich ulubionych, ale tak właśnie miało się to wszystko zacząć i dalej będzie się rozkręcać. Mam nadzieję, że nikogo nim nie zawiodłam :) Wasze blogi powoli czytam, ale sesja i praca - więc powoli idzie. Ale jestem i czytam. Także zostawiajcie adresy swoich blogów! I czekam na opinię.
~*~
Julie
Karlson była z pozoru niczym nie wyróżniającą się dziewczyną. Przed rokiem
udało jej się skończyć z całkiem niezłym wynikiem pedagogikę i niemal
natychmiast dostała pracę w miejscowej szkole podstawowej dla dzieci
niepełnosprawnych. Od tego czasu każdy dzień rozpoczynała oraz kończyła w ten
sam sposób.
Wstawała
w z łóżka parę minut po godzinie siódmej. Wchodziła pod prysznic, by pozbyć się
resztek snu. Z wilgotnymi włosami wkraczała do kuchni, gdzie perski kot niemal
natychmiast ocierał się o jej łydki, prosząc o jedzenie. Po wypełnieniu
obowiązku wobec zwierzaka – parzyła mocną, czarną kawę. W międzyczasie
zakładała oficjalną, czarno-białą sukienkę oraz robiła delikatny makijaż. Tak
przygotowana mogła iść do pracy.
W
szkole była ponoć najlepszą nauczycielką. Może dlatego, że miała w sobie
mnóstwo empatii oraz cierpliwości. Nawet, jeśli miała gorszy dzień, zawsze
chodziła uśmiechnięta. Nie pozwalała na to, by sprawy osobiste rzucały światło
na pracę. Jeśli trzeba było – zostawała po godzinach. Ciężko znaleźć było
osobę, która nie lubiłaby Julie. Na pozór chodzący ideał.
Po
zajęciach dość często wpadała do biblioteki. Sprawdzała prace domowe uczniów,
lub szukała książek do pracy naukowej, nad którą ostatnimi czasy siedziała do
późnych godzin nocnych. Nikt nie wiedział, że Julie Karlson może skrywać jakąś
tajemnicę. Były nią studia na wydziale nauk ścisłych. Bo astrofizyka była tym,
co chciała robić od zawsze. Niestety jej zainteresowań nie podzielała ani
rodzina, ani narzeczony. Bo przecież trzeba mieć w tej dziedzinie jakieś
wybitne osiągnięcia, by móc z tego wyżyć.
Wieczorem
znów wracała do mieszkania, gdzie czekał na nią Matt. Na ogół z pyszną kolacją
oraz porcją plotek ze szpitala miejskiego. Był stażysta na kardiochirurgii.
Julie udawała, że go słucha. Następnie nalegała na to, by włączyć jakiś film,
by móc podczas oglądania „przypadkiem” zasnąć.
Ten
dzień jednak różnił się od pozostałych. Chociaż od dwóch tygodni panowały
okrutne upały, a lokalne stacje meteorologiczne nie przewidywały, by w
najbliższym czasie miało się to zmienić. A jednak padał deszcz. Właściwie było
to prawdziwe oberwanie chmury. Tym razem kot Julie schował się gdzieś, nie
prosząc nawet o jedzenie. Prawie o nim zapomniała. Opuszczając swoje mieszkanie
na Brooklynie zorientowała się, że zapomniała miesięcznego biletu na metro, a
przecież nie będzie mieć czasu na szukanie drobnych na stacji. Musiała złapać
taksówkę.
-
Dzień dobry, Julie – dyrektor jak zwykle powitał ją szczerym uśmiechem. To
chyba nie mogłoby się zmienić. Odpowiedziała mu grzecznie tym samym.
W
pokoju nauczycielskim panowało poruszenie. Dwie nauczycielki gorączkowo rozprawiały
o jakimś zdarzeniu z szatni.
-
Peter zaatakował swojego kolegę?
- To
zupełnie do niego niepodobne – wtrąciła Julie. – Przecież to bardzo spokojny
chłopiec.
-
Wszyscy nasi uczniowie są niespokojni – stwierdziła rudowłosa Elizabeth. –
Możecie mieć mnie za wariatkę, ale mam przeczucie, że coś wisi w powietrzu.
Większość
grona pedagogicznego zebrana w pokoju nauczycielskim pokiwała potakująco
głowami. To było szalenie niedorzeczne, ale musiało coś w tym tkwić. Podczas
pierwszych godzin zajęć Julie przekonała się o tym na własnej skórze. Dzieci
były rozkojarzone. Nie potrafiły odpowiedzieć na proste pytania. Równie dobrze,
mogłaby ich w ogóle nie zadawać. Praktycznie nikt w klasie nie zwracał na nią
uwagi.
Deszcz
nie przestawał padać. Krople wybijały monotonny dźwięk na stalowym parapecie.
Uczniowie próbowali naśladować rytm swoimi ołówkami.
-
Dzieci, czy możecie przestać? – Poprosiła Julie już nieco podenerwowanym głosem,
kiedy po dziesięciu minutach dźwięk zaczynał stawać się coraz bardziej
irytujący. Nie przestały. Stukanie stawało się coraz bardziej natarczywe. Julie
odniosła wrażenie, że podłoga zatrzęsła się delikatnie pod jej stopami. W Nowym
Jorku mogło to oznaczać, że przejechała ulicą właśnie jakaś ciężarówka. Nic
więcej.
Podniosła
się z miejsca. Tym razem wstrząs był zdecydowanie silniejszy. Dzieci porzuciły
swoje ołówki. Zamilkły. Drgania stawały się coraz bardziej odczuwalne. Z sufitu
zaczął sypać się tynk. Gwałtowny wybuch przerwał grobową i pełną napięcia
ciszę. Julie kątem oka zauważyła stalowy element lecący w stronę szkoły. Nim
zdążyła zareagować, ten z impetem i bez większego trudu przeciął ścianę
budynku.
-
Uciekajcie!
Otworzyła
drzwi klasy. Na korytarzu roiło się już od przerażonych dzieci oraz
nauczycieli, starających się opanować chaos.
Wróciła
do środka, by sprawdzić, czy nikt z podopiecznych nie został. Przy okazji
chciała się przyjrzeć przedmiotowi, który pojawił się zupełnie znikąd. Wyglądem
przypominał talerz do frisbee, tylko sto razy większy. Wykonany musiał być z
metalu, albo tytanu.
Podskoczyła,
kiedy jedna z części talerza otworzyła się, czemu towarzyszyło
charakterystyczne syknięcie. Wrodzona ciekawość nie ustąpiła miejsca zdrowemu
rozsądkowi. Chociaż przez dziurę w ścianie wpadał deszcz, a cała konstrukcja
mogła grozić zawaleniem, stała w miejscu.
Od
czasu do czasu zdarzało się, że jeden z dziewięciu światów jako cel swoich
ataków przyjmował Ziemię. Thor bacznie przyglądał się wszystkiemu od ładnych
kilkuset lat. Sporadycznie wojska Asgardu przybywały z pomocą. Ostatnimi czasy
jednak konflikty nasilały się coraz bardziej. Ku niezadowoleniu ojca Thor
przebywał teraz częściej wśród ziemian, niż swoich własnych pobratymców.
A
może z tym wszystkim miał coś wspólnego fakt, że jeszcze do niedawna wiódł
tutaj całkiem szczęśliwe życie?
Teraz
miał wreszcie okazję, by wyładować nieco swoją złość. Siły wroga znów zjawiły
się w Nowym Jorku. Wraz z grupą, równie uzdolnionych w walce przyjaciół,
ślubował, iż będzie gotów oddać własne życie w obronie mieszkańców Ziemi. Tak
właściwie o swój żywot nie musiał się obawiać. Nie tak łatwo zabić przecież
kogoś, kto jest uważany za boga.
-
Thor, szkoła!
Do
jego uszu dotarł głos Natashy. Niemal natychmiast zlokalizował obiekt
zagrażający budynkowi znajdującemu się w odległości około pięciuset metrów od
nich. Spojrzał na swojego brata, który od dobrych pięciu minut materializował
się w coraz to innych miejscach, próbując odciągnąć uwagę wroga.
Thor
wzbił się w powietrze. Rozbujał młot, by móc uderzyć. Manhattan jest zbyt
zabudowaną wyspą. Cokolwiek by nie zrobił, pojazd i tak rozbije się o jakiś
budynek. Z drugiej strony nie mógł przecież pozwolić, by ucierpiały dzieci.
Uderzył.
-
Ups – jęknął cicho, kiedy spodek z głuchym trzaskiem przebił ścianę budynku.
Skuliła
się pod wpływem spojrzenia postaci o zielonej skórze i czerwonych oczach. Nigdy
w życiu nie widziała jeszcze czegoś podobnego. Stwór prychnął cicho. Możliwe,
że wspomniał też coś o ludzkiej rasie, która jest ziemskim odpadem. W dłonie o
ośmiu palcach chwycił dwa, srebrne miecze. Ruszył w stronę Julie, która cofnęła
się odruchowo pod samą ścianę.
Pod
palcami wyczuła wskaźnik. Zwykły, szkolny przedmiot, wykonany ze metalu oraz
ostrym zakończeniu. W ostateczności mógł posłużyć jako broń.
Julie
nigdy nie skrzywdziła żadnej istoty. Czy byłaby w stanie zabić to dziwne
stworzenie? Wyglądało na to, że jednak nigdy się nie przekona. Miała raczej
słaby refleks, a potwór już stał nad nią. Mogła już tylko czekać na najgorsze.
Do uszu
Julie dotarł cichy dźwięk. Płacz dziecka? Za jedną z przewróconych, drewnianych
ławek dostrzegła blondwłosą dziewczynkę.
Siedziała skulona, pochlipując cicho. To była Rosemary. Siedmiolatka z
autyzmem. W sytuacjach stresowych zawsze zamykała się w sobie jeszcze bardziej.
Musiała się ukryć, kiedy reszta klasy uciekała.
Potwór
również zlokalizował źródło dźwięku. Jego zielone usta wykrzywił grymas, który
z całą pewnością miał przypominać uśmiech. Skierował kroki w stronę małej
Rosie. Nauczycielka nie mogła analizować, nie było też czasu na zastanowienie
się, jak to wszystko może się skończyć. Chwyciła wskaźnik.
-
Zostaw ją w spokoju – warknęła, celując w potwora. – To tylko dziecko.
- Co
tak słaba, ludzka istota może mi zrobić?
Jeden
z mieczy przeciął powietrze tuż przy uchu Julie. Nawet nie drgnęła. Zielony
gwizdnął przeciągle. Prawie z podziwem.
-
Dobrze więc. Zginiesz jako pierwsza.
-
Hej, może zaczniesz czepiać się kogoś równego sobie!
W
zrujnowanej sali, zupełnie znikąd (znowu) pojawił się wysoki blondyn o
niesamowicie niebieskich oczach. Uśmiechał się szyderczo, wymachując przy tym
potężnym młotem. Julie, jako mieszkanka Nowego Jorku, słyszała o grupie zwanej Avengers. Wśród nich znajdował się
również niejaki Thor. Podobno bóg. Podobno nieśmiertelny. Podobno zabójczo
przystojny. Z tym trzecim mogła się zgodzić. Wyglądał na takiego, co złamał już
niejedno kobiece serce.
-
Uciekajcie – zwrócił się do Julie władczym tonem.
Dziewczyna
próbowała się ruszyć, ale przeszywający ból w podbrzuszu sprawił, że osunęła
się na kolana. Nie chciała patrzeć w dół. Nie powinna. A jednak ciekawość
kolejny raz zwyciężyła.
Biały
materiał sukienki zdobiła teraz czerwona plama. Krew sączyła się z rany, w
której tkwił miecz. W pewnych sytuacjach nie myśli się logicznie, a działa
odruchowo.
-
Nie wyjmuj… - krzyknął Thor wiedząc, że jeszcze chwila i będzie za późno na
ratunek. Cóż, nie pomylił się. – Miecza.
Westchnął
cicho, dobijając zielonoskórego. Doskoczył do dziewczyny. Oddychała ciężko, ale
żyła. Z każdą chwilą wykrwawiała się coraz bardziej. Tego dnia zginęło już
wielu ludzi. Mógł ją zostawić i pomóc reszcie ekipy, ale to kłóciłoby się z
jego sumieniem. Przecież ta nauczycielka ryzykowała swoim życiem, by uratować
jedno dziecko. Chyba trochę mu zaimponowała.
Reszta
Avengersów i tak da sobie radę bez
wielkiego Thora. Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Przez blogosferę trafiłam na Twojego bloga i zaintrygowała mnie postać z mego ulubionego filmu Thor! I ogólnie kocham Marvela. Oglądałam całą serię i wciąż czuje pewien niedosyt dlatego natrafiłam na Twego bloga.
OdpowiedzUsuńOstatnio w ogóle wiele blogów trafia się w ich temacie, ale tym razem widzę tutaj coś zgoła innego. I przeczytałam zaskoczona że taka akcja już w pierwszym rozdziale. Aż jestem w szoku powiem szczerze. Szczególnie zaskoczyła mnie postawa Julie. Niby zwykła nauczycielka a taka dzielna i odważna. Czuje że nie jeden raz zaimponuje Thorowi. Ma również charakter i umie się poświęcić. Naprawdę mi się spodobała i osobiście lubię tego typu autorki. Żałuje jedynie, że taki mega krótki :) Chyba mam jakąś małą obsesje na punkcie długości rozdziałów.
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!
www.mrok-wyobrazni.blogspot.com.
Twój blog został właśnie przyjęty do Katalogowego Świata
OdpowiedzUsuńJeśli masz zamiar informować katalog o nowych postach, zapoznaj się z innowacyjną metodą która tu funkcjonuje! :)
Pozdrawiam i przepraszam za spam!
Kategoria o którą prosiłaś została stworzona! ;)
Cieszę się, że dodałaś tak szybko nowy rozdział! :))
OdpowiedzUsuńWidzę, iż kreujesz Julie na mój ideał! :D ^^ Uwielbiam kobiety z charakterem! ^^ Tak trzymaj! :))
Życzę Ci mnóstwa weny i pozdrawiam! <3
http://you-have-been-the-one.blogspot.com/
Cześć.
OdpowiedzUsuńW sumie to nie wiem od czego mam zacząć. Przeczytałam ten rozdział od razu jak go dodałaś, jednak jeśli chodzi o komentowanie, to jestem leniwa. Nie lubię tego robić, bo boję się, że komentarz się nie spodoba bądź będzie za krótki. No cóż...
Muszę zjeść coś słodkiego... Postawa Julie bardzo mi się spodobała. Nie wiem jak to się stało, ale mogę stwierdzić, że już ją lubię, choć zwykle nie przepadam za osobami, które są jakoś nad wyraz miłe, bo ta ich cała ,,słodkość" mnie w pewnym sensie denerwuje. Nie mówię jednak, że mili ludzie są źli (samo mówi za siebie. XDD), chodzi oto, że czasem... Czasem denerwują. Jednak Julie lubię, nawet bardzo, choć chyba jeszcze nic takiego nie powiedziała, prawda...? Chyba tak, zresztą, zaraz to sprawdzę! Tak, nie zamieniła zbyt dużo z Thorem, nie pokazała nam się tak po prostu. Jedynie z tej swojej dzielnej strony. Julie chyba wprowadzi mi taki miły stan do tego opowiadania. Nie wiem, zobaczę co później, teraz nasz Asgardczyk musi ją ratować, bo z dziewczyną nie jest za dobrze. Ale właśnie - Thor! Spodobał mi się tu od pierwszego ujrzenia jego postaci opisanej literkami. Tak, tak i jeszcze raz, tak! Widzisz? Dostał trzy raz tak. XD
Nie mogę się już doczekać, co dalej, Naprawdę. Wspaniale tu jest. ♥
Masz za sobą pierwszy rozdział, jak dla mnie wyszedł Ci dobrze. Przedstawiłaś główną bohaterkę oraz jej stosunek do pracy, rodziny itd. Oczywiście widać na odległość, że jej partner jest... no jest nie dla niej! W końcu jeśli specjalnie chce, aby włączył film, aby mogła udawać, że zasypia. Podobają mi się Twoje opisy, masz lekkie pióra przez to na prawdę dobrze się czyta. Moją uwagę przykuło jednak jedno, a mianowicie Loki. Czyżby walczył przy boku brata? Jestem ciekawa jak przedstawisz jego postać i czy może on poczuje coś do ziemskiej kobiety, a może to Thor się zakocha? No cóż... pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział. Życzę Ci dużo weny i zapraszam do mnie,
OdpowiedzUsuńhttp://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/
A więc nadrobiłam pierwszy rozdział Musisz się przyzwyczaić, że ze mną tak właśnie jest. Czasami rozdziały czytam od razu, a czasami zwlekam z różnych powodów, albo po prostu nie mam czasu, albo najzwyczajniej w świecie mi się nie chce. Nie lubię robić czegoś na siłę, bo wiem, że nic z tego dobrego nie wyjdzie.
OdpowiedzUsuńA co do opowiadania, więc rozdział jest dobry. Nie dopatrzyłam się żadnych błędów, więc albo ich zwyczajnie nie ma albo mi po prostu umknęły :) Co do twojego stylu to masz bardzo lekki styl pisania, nic nie wymuszonego, czy pisanego na siłę, a dzięki temu czytelnikowi łato odebrać tekst i czyta się go o wiele łatwiej i przyjemniej. Również dobrze obrazujesz opisywaną przestrzeń, łatwo sobie wszystko wyobrazić.
Co do głównej bohaterki to bardzo dobrze przedstawiłaś jej postać. Zainteresowana, pracę, rodzinę i życie uczuciowe, jeśli można to tak nazwać. Od razu widać, że Julie jest łagodną, skromną dziewczyną, która nie wymaga od życia nie wiadomo czego, a jednocześnie jest odważną i bardzo interesującą postacią.
Co do Thora to trudno mi go na razie określić, nie patrząc na pryzmat filmów, więc z tym zaczekam do kolejnych rozdziałów. Jedyne czego mi zabrakło to opis walki naszego boga z tym zielonym czymś. Mogłaś to jakoś określić, a przynajmniej wspomnieć, bo miałam wrażenie, że wszyscy sobie stoją, kiedy Julie orientuje się, że jest ranna, a potem nagle, że Thor dobija potworka. Mogłaś przynajmniej napisać, że na niego skoczył, czy rzucił młotem. To taka drobna uwaga :D
A więc Loki, Loki, Loki... Pozwoliłam sobie przeczytać kilka komentarzy i również podzielę się swoją opinią. Nie mam pojęcia, po której stronie jest Loki, bo wiem, że w ff wszystko może się zdarzyć, ale mi się wydaje (oczywiście mogę się mylić), że Loki jak i Thor zakochają się w Julie i to ich poróżni, bądź skłóci jeszcze bardziej. Poczekamy zobaczymy co z tego wyniknie.
Pozdrawiam!
Ana
Cieszę się niezmiernie, że znalazłam tego bloga!
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się pierwszy rozdział. Wspaniała postawa Julie. Coś czuję, że ta kobieta nie da sobie w kaszę dmuchać i będzie wiele konfrontacji pomiędzy Thorem, który jest niezwykle uparty. Co do Thora...już mi się spodobał^^ Uwielbiam go w filmach Avengers i również w twoim blogu.
No...nie mam bladego pojęcia, jak wymyśliłaś tą historię, ale z niecierpliwością czekam na następną notkę!
Pozdrawiam
Lora♥
Ludzie jak mi się micha cieszy jak nigdy! Ta scena ze wskaźnikiem jest bardzo fajna. Jeszcze główna bohaterka ma moje imięl Co do Thora to zawsze był moim ulubieńcem i Jane do niego jakoś nie pasowała, ale to tylko moje zdanie. Trzymam kciuki i czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńAle się cieszę, że znalazłam tego bloga!
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze - kocham superbohaterów, zwłaszcza Avengers, ale jednak nie zabrałam się nigdy za FF na podstawie Marvelowskich pierwowzorów, gdyż najzwyczajniej w świecie nie wiedziałabym, jak się za to zabrać. Tobie wyszło to jednak wyśmienicie! ;)
Nadmienię tylko, że szata graficzna jest prześwietna. Strasznie klimatyczna. ;)
Podoba mi się, w jaki sposób przedstawiłaś główną bohaterkę. Muszę przyznać, że to jednak początki są najgorszą częścią opowiadania, a w każdym razie tak podejrzewam, gdyż tylko raz, dawno temu, udało mi się napisać więcej niż 5 rozdział. To tyle, jeśli chodzi o słomiany zapał. Julie jest ciekawą postacią. Jestem ciekawa, jak rozwinie się akcja. Kocham Thora i Lokiego, a zwłaszcza ich relację jako bracia. Niby są wrogami, a jednak i tak coś tam dla siebie znaczą, nie ważne, co mówi na ten temat Loki. Mam nadzieję, że obydwoje nie zakochają się w Julie, co chętnie bym zobaczyła, jednak wtedy ta ich braterska relacja uległaby całkowitemu zniszczeniu. No, cóż. ;) Pozostaje mi czekać na kolejny rozdział.
Pozdrawiam, dodaję do obserwowanych i linków, Native
http://martwi-przed-switem.blogspot.com