15 czerwca 2015

Rozdział 2 - "Normalni ludzie"

Dzień dobry Robaczki :) Dziękuję Wam za komentarze. Chociaż przechodzę właśnie kryzys twórczy, to jednak Wy mnie napędzacie do tego, bym dalej pisała. Mimo wszystko. Dziś wysyłają mnie do pracy w zupełnie inne miejsce. Na wieś. Spędzę więc pewnie mnóstwo czasu na czytanie Waszych opowiadań :) Bo póki co praca, sesja - makabra. Ale staram się! Także do następnego i mam nadzieję, że rozdział się spodoba.
~*~

Stał nad jej łóżkiem, bacznie przyglądając się urządzeniom, znajdującym się dookoła. Ta blondynka była taka drobna. Jej usta w dalszym ciągu nie nabrały jeszcze odpowiedniego koloru. Były papierowo białe. Do żył podłączone zostały ogromne ilości rurek, a na piersi umieszczono kilka okrągłych plastrów, które rzekomo miały rejestrować parametry życiowe. Lekarz oznajmił przed chwilą, że dziewczyna może jeszcze jakiś czas pozostać w śpiączce. Dzień, dwa, może nawet miesiąc.
Julie Karlson okazała się nadzwyczaj odważna, jak na zwykłą śmiertelniczkę. Nie tylko próbowała zabić jednego z wrogów, ale również była gotowa oddać swoje życie za zupełnie obce dziecko. Thor podziwiał jej upór i wolę walki. Powinna była się wykrwawić już tam, w tej zrujnowanej, szkolnej klasie. Ona nie tylko przetrwała drogę do szpitala, ale również kilkugodzinną operację. Kilkukrotnie była gotowa się poddać, ale serce znów podejmowało akcję.
Chwycił jej dłoń. Linia na jednym z monitorów zaczęła podskakiwać zdecydowanie szybciej. Do szpitalnej sali niemal natychmiast wpadły dwie pielęgniarki i lekarz. Kazali mu się odsunąć. Chciał ich posłuchać, ale delikatny nacisk na jego dłoń sprawił, że zamarł. Spojrzał prosto w zielone oczy Julie. Rurka, która do tej pory pomagała jej oddychać, stanowiła teraz przeszkodę w wypowiedzeniu jakiegokolwiek słowa.
- Julie, jesteś bezpieczna – oznajmił Thor, uwalniając swoją dłoń z jej uścisku. – Ci ludzie to najlepsi specjaliści. Zajmą się tobą.
Nie mógł przyprowadzić Julie do byle jakiego szpitala. Znalazła się w najlepiej wyspecjalizowanej jednostce w okolicy. Tutejsi lekarze byli asami. Mogli przeprowadzać nawet najpoważniejsze operacje z zamkniętymi oczami. Przypadało im też w udziale nieco mniej chlubne zajęcie, jakim było prowadzenie eksperymentów na wrogich cywilizacjach.
Przeprowadzając operację na nauczycielce, pobrali przy okazji kilka próbek krwi. Nie chcieli jednak podzielić się wynikami. Przynajmniej nie z Thorem, czy kimkolwiek innym z drużyny Avengersów. Według nich sama panna Karlson powinna się wytłumaczyć z tego, co odkryli.
- Widzę, jak na nią patrzysz – z zamyślenia wyrwał go głos brata. Loki siedział na stalowych schodach. Jak zwykle uśmiechał się ironicznie. – Znowu się zakochałeś? Chcesz kolejny raz pozwolić sobie na utratę jakiejś ziemskiej dziewuchy?
- To nie twoja sprawa, Loki.
- Nie martwisz się tym, że wszyscy, których kochasz ciebie opuszczają?
Thor posłał bratu elektryzujące spojrzenie. Gdzieś ponad gmachem szpitala rozległ się potężny grzmot. Loki miał rację. Wystarczyło spojrzeć na Thora na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Związał się z ludzką dziewczyną. Byli razem szczęśliwi, chociaż on więcej czasu spędzał w swojej krainie – Asgardzie. Z powodów oczywistych nie byli w stanie założyć prawdziwej rodziny. Thor sprzeniewierzyłby się wszystkiemu, co wpoił mu ojciec. Pół bogowie istnieją, ale z całą pewnością nie są oni potomkami ludzi i Asgardczyków.
Przed rokiem odeszła bezpowrotnie. Choroba, wiek… To przecież nie mogło trwać wiecznie i chyba każde z nich zdawało sobie z tego sprawę.

Julie słuchała lekarzy, którzy tłumaczyli jej, co tak właściwie zaszło w budynku szkoły. Dowiedziała się również, iż nie powinna przeżyć. Rany odniesione w wyniku dźgnięcia mieczem były zbyt poważne dla normalnego człowieka.
- Mówicie tak… - szepnęła – Jakbym nie była normalna.
Lekarze ponownie wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Chciała wiedzieć o co chodzi, bo przecież coś ewidentnie przed nią ukrywali.
Drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Do środka wkroczył mężczyzna w garniturze, ze słuchawką w uchu. Do butonierki przypięty miał identyfikator. Niestety pod wpływem zbyt wielu leków obraz przed oczami Julie nieco się rozmazywał, przez co nie była w stanie odczytać jego imienia, ani nazwiska.
- Pani Karlson – odezwał się oficjalnym tonem. – Nazywam się Phil Coulson, jestem agentem T.A.R.C.Z.Y. Rozumiem, że wie już pani dlaczego się tutaj znalazła?
Julie pokiwała nieśmiało głową na znak, iż faktycznie została już uświadomiona. Agent gestem ręki wyprosił wszystkich z sali. Zaczynało się robić poważnie.
- Podczas operacji pobraliśmy od pani próbki krwi. W czasie badań…
- Zaraz. Zdążyliście zrobić badania? Ile czasu byłam nieprzytomna?
Agent spojrzał na swój, pewnie drogi, zegarek.
- Dokładnie trzy dni, dwadzieścia minut i pięćdziesiąt sekund. – Julie nie chciała pytać skąd aż tak wielka precyzja. – Wracając do badań. Wyniki wykazały nam pewną niezgodność. Okazało się, że chyba nie jest pani tak do końca tym, za kogo się podaje.
Blondynka musiała wyglądać na nieco zagubioną, bo agent chrząknął z zakłopotaniem. Co miało znaczyć stwierdzenie, że nie jest kimś, za kogo się podaje? Od kiedy sięgała pamięcią, wszyscy zwracali się do niej Julie. Nazwiska też nigdy nie zmieniała. Była dumna ze swojego pochodzenia. Miała to po ojcu. Kiedy była mała każdego wieczora opowiadał jej o dziadku z Norwegii, a także przybliżał ichniejszą mitologię.
- Jestem Julie Karlson. I tyle.
- Imię i nazwisko się zgadza. DNA jednak nie świadczy o tym, by była pani, ekhm, człowiekiem.
To nie mogła być prawda. Dziewczyna zaczęła się śmiać. Najpierw cicho, w końcu głośno i niemal histerycznie. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu jakiejś ukrytej kamery. Przecież nie można nie wiedzieć o tym, że nie jest się człowiekiem. Prawda?
- Jak to? – Zapytała w końcu, podnosząc się nieco na łóżku. – Pan żartuje. Matt kazał wyciąć ten dowcip? To bardzo w jego stylu. Gdzie on jest?
- Pani narzeczony był tutaj przed trzema dniami. Słysząc, że przeszła pani operację pomyślnie, wrócił do domu. Teraz znajduje się w pracy. Proszę skorzystać z naszego telefonu, jeśli chce pani do niego zadzwonić.
Dlaczego miałaby z nim rozmawiać, skoro nie chciał przy niej być w tym momencie? Powinien czuwać przy jej łóżku dniami i nocami. Martwić się. Chociaż trochę. Przecież byli zaręczeni. Mieszkali ze sobą. Planowali kiedyś założyć rodzinę. Mieli pobrać się w przyszłym roku. A on tak zwyczajnie siedział teraz w swoim szpitalu, na dyżurze. Przejmował się innymi. Zupełnie tak, jakby Julie Karlson przestała dla niego istnieć.
- Nie chcę. Niech mi lepiej powie pan kim jestem waszym zdaniem.
- Skąd pochodzą pani rodzice?
- Matka z Nowego Jorku, ojciec ze Skage w Norwegii.
- Mamy pewną teorię. Otóż wygląda na to, że w jakimś stopniu jest pani spokrewniona z mieszkańcami Asgardu. Nasi najlepsi naukowcy niestety nie mogą się mylić. Najczęściej boskie zdolności przechodzą w linii męskiej. Z ojca na syna i tak dalej. W pani przypadku, panno Karlson, musiało wystąpić skrzyżowanie genów jedno na miliard urodzeń.
- Chcecie mi powiedzieć, że jestem półbogiem?
Agent przytaknął, dodając po chwili:
- Może trochę mniej niż pół. Ma pani w sobie więcej cech ludzkich, niż boskich.
Nie chciała tak łatwo uwierzyć w tą teorię, ale wszystko wydawało się składać w logiczną całość. Jej ojciec musiał widzieć w swojej jedynej i ukochanej córeczce boskie cechy. Wiedział, że pewnego dnia Julie również to odkryje. Chciał chociaż trochę wprowadzić ją w świat z mroczną przeszłością oraz świetlaną przyszłością.
Pan Karlson nigdy nie został uznany za zmarłego, chociaż Julie widziała go ostatni raz ponad dziesięć lat temu. Po prostu wyszedł z domu i już nigdy nie wrócił. A przecież wielokrotnie wspominał o Asgardzie, do którego będzie chciał się udać pewnego dnia.
Za szklanymi drzwiami pojawiła się sylwetka blondyna. Julie patrzyła na niego z przerażeniem, ale i dozą ciekawości. Agent Coulson zaprosił go gestem dłoni do środka. Zawahał się na krótką chwilę. Póki co względem Julie czuł jedynie podziw. Była przecież niesamowicie odważną kobietą. Wdawanie się z nią w rozmowę mogło skończyć się w dwojaki sposób. Albo pozostaną w neutralnych relacjach, albo zrodzi się z tego coś więcej. Już sama przyjaźń była czymś, na co nie powinien sobie pozwolić.
- Myślę, że Julie będzie mieć do ciebie sporo pytań.
Blondynka miała mętlik w głowie. Thor był bogiem, który pewnego dnia miał zostać królem Asgardu. Musiał wiedzieć wszystko, o wszystkich. Z drugiej jednak strony, zadając mu pytania przyznałaby się przed samą sobą, że akceptuje tą dziwną wiadomość. Jest w jakiejś części… boginią?
Mimo wszystko streściła Asgardczykowi wszystko, co usłyszała od agenta Coulsona. Z każdym, kolejnym słowem robił coraz większe oczy. Mruczał pod nosem: to nie możliwe.
- Julie, będziesz na mnie zła. – Thor chwycił dłoń dziewczyny. – To ja zabrałem twojego ojca do Asgardu.
- Już się bałam, że jesteś moim krewnym – blondynka odetchnęła z ulgą. Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów Thora. – Zabrałeś mojego ojca nie pytając go nawet, czy ma rodzinę? Nie sprawdziłeś go w żaden sposób?!
- Przedstawił mi swój cały rodowód. Wykazał, że jest półbogiem i synem Karla. A jeśli już musisz wiedzieć, to twój dziadek jest prawą ręką mojego ojca. Nie ma lepszego doradcy w całym królestwie. Możesz być z niego…
- Nie będę z nikogo dumna! Mój własny ojciec ode mnie uciekł i nawet nie raczył wspomnieć, że jest jakimś śmiesznym tworem.
Thor uniósł w górę prawą brew. Musiał mocno ugryźć się w język, by nie skomentować tej uwagi w żaden sposób. Bo przecież Julie też była śmiesznym tworem. Z drugiej strony to była da niej zupełnie nowa sytuacja i pewnie powinien zrozumieć wzburzenie panny Karlson.
- Pomogę ci – obiecał, zanim do głosu zdążył dotrzeć zdrowy rozsądek. – Jeśli będziesz chciała, oczywiście.
Julie spochmurniała. Nie potrzebowała niczyjej pomocy. Dobrze wiedziała, kim jest. Z całą pewnością posiadanie boskich mocy nie mieściło się w charakterystyce jej własnej osoby. Nie chciała jednak odtrącać od siebie Thora. Z całą pewnością był obiektem westchnień połowy kobiet w tym nędznym kraju, ale nie tym ją zauroczył.
Thor był.
Był przy niej, kiedy się obudziła.
Był przy niej, kiedy poznała prawdę o sobie.
Będzie z nią przez najbliższe dni, by pomóc w oswojeniu się z tą dziwną sytuacją.

- Dziękuję.

9 komentarzy:

  1. Oooow to takie urocze, że przy niej był. Uwielbiam takie z lekka ckliwe fragmenty. Rozdział jak zwykle bez zarzutów i bynajmniej nie zauważyłam żadnego braku weny jak pisałaś. Trzymam kciuki i czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostałaś nominowana do LA. Szczegóły na moim blogu.

      Usuń
  2. Wreszcie jakieś porządne opowiadanie o Thorze. Naprawdę nie mam nic do Lokiego, ale zauważyłam, że powstał na blogspocie kanon, który... ma mało wspólnego z bogiem kłamstw.

    - Julie, jesteś bezpieczna - powiedział Thor...

    To było strasznie słodka.
    Na jej miejscu byłabym tam zemdlała, ale to ja :D

    Czekam na kolejny i zapraszam do siebie (bardziej subtelnie być nie mogło :))

    Pozdrawiam,
    Ress

    Kapitan Ameryka-Pierwszy Avenger

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie może istnieć coś takiego jak "ilość rurek". "Rurki" jako że jest to rzeczownik policzalny musi być określany w liczbach, nie jako ilość (ilość=rzeczowniki niepoliczalne np. ilość wody w zbiorniku). To tak słowem wstępu, wybacz ;D

    Hmmm. Czuję, że będzie się działo. O Ile zwykle odwiedzam blogi poruszające mniej drastyczne sceny to jednak postanowiłam spróbować. Tematyka bogów, półbogów i tego typu rzeczy nadal nie przemawia do mnie tak, jak przemawiać powinna, ale jestem na tyle zaciekawiona, że z chęcią będę tutaj wpadała częściej.
    Oprócz tego jednego lapsusa nie widzę innych błędów, widać piszesz na tyle fajnie, że tego nie wyłapałam. Dzięki temu mam jeszcze większą ochotę tutaj przybyć w przyszłości. Naprawdę doceniam ludzi, którzy wkładają energie i serce w historie, które tworzą. Dla mnie, ponieważ sama piszę, jest to o tyle ważne, że wiem ile czasu trzeba aby COŚ wyszło i aby miało ręce i nogi. Chociaż fabuła nie koniecznie jest tym, co preferuje jako czytelnik to jednak lubię wyzwania i może wreszcie ktoś do końca mnie przekona, że Bogowie wcale nie są tacy źli jak ich malują.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
    somethingdiffernet-imagine.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm...no tak. Niestety Julia musiała okazać się półbogiem/bogiem.
    Trochę jestem tym zawiedziona, gdyż myślałam, że akcja potoczy się inaczej. Że Loki i Thor będą się bili o śmiertelniczkę. Ale cóż... mimo wszystko nie zniechęciło mnie to do dalszego śledzenia historii.
    Najbardziej z tej trójki podoba mi się Thor. Z resztą jak zwykle xD Moja słabość do niego się odzywa. Trochę mi go szkoda, że Jane go zostawiła. Naprawdę, aż współczucie się odezwało. Mój biedak...
    I tutaj musiał oczywiście wkroczyć Loki ze swoją złośliwą uwagą. A tu proszę. Sam wpadnie w dołek xD
    ALe coo...nie będę rozkminiać nad tym, co wymyśliłaś w tej swojej główce, tylko poczekam na następny rozdział. Aż dwa tygodnie...leżę i ryczę :C :/
    Pozdrawiam
    Lora♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale fajny rozdział! ;)
    Nie sądziłam, że Jill zostanie sama po tak poważnym wypadku. Bo w końcu gdyby komuś z mojej rodziny coś się stało, siedziałabym u jego boku dzień i noc, nie śpiąc i nie jedząc. Widać, że Mattowi nie zależy na niej tak bardzo, jak sądziła.
    Bardzo się cieszę, że Thor dotrzymał jej towarzystwa. Jestem przekonana, iż to doceni. Ciekawy zwrot akcji, muszę przyznać. Nie spodziewałam się jej półboskości. Spodziewałam się raczej bójki o śmiertelniczkę a nie pół Asgardkę, ale i tak jest cudnie. Jestem ciekawa, jak to się potoczy. Może akcja przeniesie się nawet do Asgardu? To by było świetne!
    Pozdrawiam, Native

    http://martwi-przed-switem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem trochę za szybko potoczyła się akcja. Powinnaś trochę potrzymać nas w niepewności co do pochodzenia głównej bohaterki. Za szybko też moim zdaniem odrzuciła swojego męża, w końcu była z nim już tyle i raczej powinna zrozumieć jego zachowanie, czy też raczej próbować postawić go w dobrym świetle. Natomiast trochę pogmatwałaś, kiedy Loki wszedł na temat ponownego zakochania się w człowieku, jeśli Thor wiedział, że ona nie jest człowiekiem, to powinien inaczej zareagować. Ogólnie czytało mi się dobrze, ale znalazło się kilka niedociągnięć. Życzę Ci dużo weny i zapraszam do mnie,
    http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Serdecznie gratuluję. Więcej informacji znajdziesz na: http://widmoprzeszlosci.uchwycone-chwile.pl/2015/07/06/liebster-blog-award/

    OdpowiedzUsuń
  8. Teraz to mnie zaskoczyłaś. Julie półboginią? Dobra ćwiartką bogini? Tego to się nie spodziewałam. Ale to ułatwia sprawę. Thor już tak łatwo nie straci swojej drugiej połówki... tzn. mam nadzieję.
    Dobra, a teraz mam kilka pytań. Co jest nie tak z Lokim? Co on taki miły? No na swój sposób, ale miły. Czy on jest dobry? A raczej mniej zły? Wszystko ułatwiłoby sprawę, gdybym miała jakieś rozeznanie co do czasu akcji.
    I jeszcze czy ta dziewczyna opisana jako pierwsza miłość Thora to Jane Foster? Jeśli tak to skoro minęło 20 lat, a ona nie żyje, to jakim cudem Coulson tak i pozostali Mściciele. Jeszcze Capa mogę jakoś zrozumieć, Tony mógł wynaleźć sobie jakiś eliksir odmładzający, Banner to przez Hulka, a Wdowa i Hawkeye? To trochę dziwne.
    I osobiście wolałabym, żeby Jane rzuciła Thora choćby przez to, że tak mało poświęcał jej czasu. Wtedy nie trzeba by przeskakiwać o 20 lat, ale to tylko moje gdybania.
    Rozdział bardzo fajny. I ostrzegam, że moje komentarze wyglądają właśnie tak, więc musisz się przyzwyczaić :D

    OdpowiedzUsuń