12 lipca 2015

Rozdział 3 - "Koszmary"

Po Waszych ostatnich komentarzach trochę się przeraziłam, że wszystko zepsułam. Macie rację i nie ma się z tym co kłócić. Niestety. Skoro jednak już się stało, to mogę to tylko spróbować naprawić. Mam nadzieję, że mimo wszystko mnie nie opuścicie. Przepraszam również za obsuwę, ale wysłali mnie 15 czerwca do pracy w miejscu, gdzie praktycznie nie mam Internetu. Resztę postów zaplanuję, by dodawały się automatycznie. Buziaczki, Robaczki :*
~*~

Krzyk uwiązł jej w gardle, kiedy poderwała się na szpitalnym łóżku do pozycji siedzącej. Dookoła panowały ciemności, rozświetlone jedynie przez urządzenia, które w dalszym ciągu badały jej parametry życiowe. Julie zerknęła na monitor, na którym linia tworzyła nieregularne fale. Serce galopowało w zatrważającym tempie.
Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Zapaliła pospiesznie lampkę, która stała na stoliku, tuż obok łóżka. Tym razem faktycznie krzyknęła, chociaż niezbyt głośno. W fotelu siedział mężczyzna o nieco dłuższych, ciemnych włosach i błękitnych tęczówkach. Ręce trzymał skrzyżowane na piersi. Jego usta wykrzywiał nieco zawistny uśmiech. Julie próbowała odtworzyć w myślach, gdzie już go widziała. Twarz była tak bardzo znajoma. Niestety ostatnie wydarzenia sprawiły, że w głowie w dalszym ciągu miała potworny mętlik i poskładanie jakichkolwiek faktów do kupy zajmowało jej zdecydowanie za dużo czasu.
Podciągnęła białą, szpitalną kołdrę pod samą brodę. Miała nadzieję, że uda jej się jakoś niepostrzeżenie chwycić za telefon i wezwać pomoc.
- Ludzie nie przestają mnie zadziwiać – odezwał się mężczyzna, unosząc niedbale jedną dłoń ku górze. Telefon dziewczyny poszybował w powietrzu i rozbił się o ścianę. – Ale ty przecież nie jesteś człowiekiem.
- Kim pan jest?
Czarnowłosy podniósł się z fotela. Towarzyszyła temu niezwykła gracja. Dopiero teraz Julie zarejestrowała nieco więcej szczegółów. Mężczyzna był o jakieś trzydzieści centymetrów wyższy od niej, co dawało mu około dwóch metrów wzrostu. Do tego nosił podobne ubrania co Thor. Z tym, że jego ulubionym kolorem najwyraźniej był zielony. Błękitne tęczówki wpatrywały się w nią z uporem i ciekawością.
- Loki Laufeyson. – Ukłonił się. – Mój wyrodny brat nie miał jeszcze okazji, by nas sobie przedstawić.
- I musimy się poznawać o godzinie trzeciej nad ranem?
Mężczyzna zaśmiał się, uprzednio wspominając o swoim nietakcie. To jednak była jedna z niewielu okazji, kiedy będzie mógł zamienić z Julie kilka słów. Niedługo Thor opowie jej o swoim bracie, który to już dwukrotnie o mały włos nie doprowadził do upadku Asgardu. Straci w jej oczach. Nie, żeby jakoś szczególnie mu na tym zależało. Potrzebował jednak wyciągnąć od panny Karlson kilka niezbędnych informacji. Nic więcej.
- Każda pora dobra na rozmowę, nieprawdaż?
- Niekoniecznie – odpowiedziała Julie, nabierając zwykłej pewności siebie. – Ostatnio całkiem sporo przeszłam i jestem trochę zmęczona.
- Julie, daj spokój. – Tworzenie iluzji to ulubione zajęcie Lokiego. Udawanie wyluzowanego, zatroskanego faceta również było dobrą zabawą. – Mam tylko kilka pytań. Poza tym mogę odpowiedzieć na parę twoich.
To była dość kusząca propozycja, tym bardziej, że Thor miał się zjawić w Nowym Jorku znów za tydzień. Może trochę później. Julie chciała mieć odpowiedzi już teraz. Czym w ogóle jest ten cały Asgard? Jak będzie mogła się tam dostać? Oczywiście, o ile w ogóle jej na to pozwolą. Jak to możliwe, że bóg związał się ze śmiertelniczką. I dlaczego tak właściwie to na nią trafiła ta dziwna mutacja? Mogła mieć normalne życie, a musiała być tym wyjątkiem jednym na ileś milionów.
Loki zaczął się przechadzać po pomieszczeniu. W jego chodzie Julie dostrzegała tylko i wyłącznie dumę. Był królewskim potomkiem, Asgardczykiem. Może ona też pewnego dnia zacznie czuć dokładnie to samo? Duma ze swojego prawdziwego pochodzenia i prastarych korzeni.
- Czy miałaś okazję poznać swojego dziadka?
- Nie. Ojciec powiedział, że mój dziadek zmarł zaraz po drugiej wojnie światowej. Jakieś powikłania po postrzale. Za to każdego wieczora ojciec opowiadał mi o nim różne historie. Wydawało mi się, że większość z nich jest przerysowana. Tak, żeby mała dziewczynka miała się czym zachwycać. Teraz widzę, że to chyba nie do końca było, jak mi się wydawało.
- Ojciec też tobie nie wspomniał o swoim pochodzeniu?
- A jak ci się wydaje?
Julie zaczynała się niecierpliwić. Zaczęła się zastanawiać, czy Loki to aby na pewno odpowiednia osoba, do obdarzenia zaufaniem. Musiał istnieć powód, dla którego Thor nie wspomniał jeszcze o swoim bracie. Czy to przypadkiem nie ten koleś chciał kiedyś zmieść Nowy Jork z powierzchni ziemi?
- Przepraszam, to całkiem oczywiste. – Loki zaśmiał się cicho. – Więc, Julie, czy chcesz odwiedzić kiedyś krainę swoich przodków?
- Nie wiem. Asgard wydaje mi się jakąś mityczną krainą, do której nawet pół śmiertelnicy nie powinni mieć wstępu.
A jednak nie przestawała go zaskakiwać. Była zdecydowanie zbyt mądra jak na zwykłą, ziemską dziewczynę. Istotnie, gdyby to Loki zasiadał na tronie zrobiłby wszystko, aby pozbyć się mieszańców ze swojego królestwa. Niestety, nie zanosiło się na to, by kiedykolwiek udało mu się to osiągnąć. Chyba, że pozbyłby się Thora. Ten jednak za każdym razem wychodzi cało z opresji, a prawa do tronu nigdy się nie wyrzeknie.
Chyba że…
- Thor czuwał nad tobą, kiedy byłaś w śpiączce – wypalił Loki, robiąc zmartwioną minę. – Musiałaś mu zaimponować. Co wydarzyło się w tym budynku?
- Nic. Ja tylko byłam trochę zbyt ciekawa, a Rosemary…

Agent Phil Coulson przyglądał się temu dziwnemu spotkaniu za pośrednictwem kamery, która została zainstalowana w każdej sali. Względy bezpieczeństwa. W tym przypadku jednak zastanawiał się, kto tak właściwie powinien być chroniony. Julie przed Lokim, czy może na odwrót. Layfeyson jak zwykle coś kombinuje. Wydaje mu się, że omami biedną dziewczynę, która z pozoru jest słaba. Będzie chciał przeciągnąć ją na swoją stronę. Ewentualnie zaszczepi w jej umyśle jakąś mroczną myśl.
- Powinniśmy wkroczyć? – Odezwał się Steve, znany lepiej jako Kapitan Ameryka. – A może lepiej skontaktować się z Thorem? Obaj są nieco nieokrzesani, ale chyba powinni to załatwić między sobą.
Agent pokiwał przecząco głową. Wierzył w Julie Karlson. Co więcej, poprzedniego dnia odbył z nią rozmowę, podczas której wspomniał o możliwości współpracy z T.A.R.C.Z.Ą. Przyjęła tą ofertę zaznaczając, iż w dalszym ciągu chciałaby jednak pracować w szkole podstawowej. Ktoś tak pewny siebie, nie może dać się łatwo zmanipulować.
- Myślę, że Julie Karlson jeszcze nas czymś zaskoczy.
- Chyba, że przejdzie na ciemną stronę mocy – prychnął Rogers, zrywając się z krzesła na równe nogi. – Czy to rozważne? Chcemy zaufać jakiejś nauczycielce, która dała się nadziać na miecz, bo była zbyt ciekawska!
- Kapitanie, trochę więcej wiary. Wiele wojen już pan widział, ale mam przeczucie.
- A agent Phil Coulson nigdy się nie myli.
Mężczyzna zbył tą sarkastyczną uwagę milczeniem.

Julie znów zasnęła. Te wszystkie pytania i odpowiedzi mocno ją zmęczyły. W prawdzie lekarze byli zszokowani tempem, w jakim do siebie dochodziła, ale w dalszym ciągu nie wróciła jeszcze do pełni sił. Co więcej szwy potwornie ją ciągnęły i była pewna, że zostanie po nich paskudna blizna.
Ponownie miała koszmary. Śniła o mieście zainfekowanym przez dziwną zarazę. Zupełnie tak, jakby umarli znów ożywali, a ich jedynym pragnieniem była śmierć pozostałych przy życiu ludzi. Nikt nie był w stanie się przed nimi uchronić. Julie próbowała przetrwać za wszelką cenę. Zaszyła się w swoim mieszkaniu, drzwi zamknęła na wszystkie zamki oraz zablokowała je regałem. Nie minęło kilka minut, kiedy rozległo się donośne dudnienie. Usiadła w kuchni, zasłoniła uszy. Modliła się o pomoc. Wtedy też dotarł do niej znajomy głos. To był ojciec. Błagał, by wpuściła go do środka. Julie zerwała się na równe nogi. Nie widziała ojca od kilkunastu lat. Znów będzie mogła się do niego przytulić. Porozmawiać z nim. Zrobiła krok w stronę drzwi, które stały teraz otworem. Głos może należał do pana Karlsona, ale postać stojąca przed dziewczyną nim nie była.
Cofnęła się kilka kroków. Plecami wpadła na lodówkę. Postać szła w jej stronę, powłócząc przy tym prawą nogą. Julie nie miała gdzie uciec. Znajdowała się na siódmym piętrze. Skok z tej wysokości był równoznaczny ze śmiercią. Musiała żyć. Nie tylko dla siebie. Przeniosła spojrzenie na swój zaokrąglony brzuch. Nosiła w sobie dziecko. Cudowne dziecko.
Wyciągnęła przed siebie rękę. Czuła, jak jakaś niewidzialna siła wypełnia każdą komórkę jej ciała. Potwór zatrzymał się. Nie był w stanie zrobić kolejnego kroku. Chwilę później jego ciało stanęło w płomieniach. Płonął kilka długich sekund. W końcu pozostał tylko popiół.
Julie zerknęła na swoje dłonie. Moc jej nie opuściła. Musiała ją wykorzystać. Pojedyncze meble zaczęły unosić się w powietrze…
- Julie, przestań. Odpocznij.
Obok zmaterializował się Thor. Chwilę później dołączyła reszta Avengersów.

Blondynka otworzyła oczy. Zdziwiła się, widząc przy swoim łóżku agenta Coulsona. Uśmiechał się do niej. Odwzajemniła ten drobny gest. Nie była sama. Praktycznie co chwila ktoś wpadał, by zamienić z nią kilka słów. Pogadać o sprawach głupich oraz całkiem poważnych. Powinna czuć się tym wszystkim przytłoczona, ale chyba zaczynało się to pannie Karlson podobać.

3 komentarze:

  1. Ten rozdział podoba mi się o wiele bardziej. (:
    A poza tym wytłumaczyłaś tak długi brak nowego rozdziału więc wybaczam Ci.
    Co tu napisać...Fajnie, że zrobiłaś z Julie twardą i silną dziewczynę Przydadzą jej się te dwie cechy, ponieważ bycie w centrum uwagi obydwu bohaterów doda jej sporo cierpliwości, żeby nie rozwalić ich wszystkich.
    Thor dość kiepsko zaczął. Od razu ją opuszczać? Miał ją oswoić a tu nie ma go. Za to Loki jak zwykle wykorzystał sytuację na swoje plusy i bardzo dobrze. Ale już coś kombinuje chłopaczyna xD
    Ale mam jedną uwagę. Za dużo razy powtarzasz Julie Karlson. Poza tym to nic nie zauważyłam większego.
    Pozdrawiam
    Lora♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam! Tak samo jak Lora muszę przyznać, że rozdział mi się o wiele bardziej podobał. Powoli prostujesz wszystkie szybko zaczęte wątki i wychodzi Ci to dobrze, więc wielki plus dla Ciebie :) Jednak jako wielka fanka Lokiego zauważyłam jeden tyci błąd. Loki ma zielone oczy, nie niebieskie. Okej! Teraz co do treści. Loki jak zawsze coś kręci, próbuje ją wciągnąć w swoją intrygę, podoba mi się to! Z tego co wywnioskowałam będzie chciał połączyć pannę Karlson z bratem, a wtedy w jego łapska trafi tron. Mądre. Przebiegłe. Chytre. Cały Loki! :) Zaintrygowałaś mnie snem Juli... czy może jakąś wizją z przyszłości? Jeśli tak to jestem ciekawa kogo dziecko nosi w sobie i jak obudziła swoje moce. Jednak pamiętaj, żeby te wizje nie pojawiały się zbyt często. Jaką przyjemność będzie miał czytelnik wiedząc co wydarzy się później? A i właśnie! Po tym śnie moim zdaniem Julie była zbyt... spokojna? Jakby o nim od razu zapomniała. Ja bym raczej zaczęła się zastanawiać co to wszystko znaczy :D A teraz w skrócie. Rozwijasz się z każdym rozdziałem. Widać, że się starasz i pracujesz nad swoim stylem pisania. Oby tak dalej, a na pewno się opłaci! Życzę Ci dużo weny i jeśli chciałabyś poczytać coś o tematyce HP ( dramione) zapraszam do mnie na bloga! Mile widziany będzie komentarz.
    http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Pojawił się Steve. Fajnie, ale coś nie tak. Ten Steve to trochę taki nie Steve. No bo ten facet to chodzące dobro, wierzący w wiele różnych dziwnych rzeczy i taki troszeczkę naiwny, lecz z nutą rozsądku. I jak może zarzucać coś Julie, która dała się nabić na miecz. Czy on już nie pamięta, jak kład się na granacie. Serio?
    Za to Phil wyszedł ci świetnie. Normalnie aż mogłam wyobrazić go sobie, jego ruchy, głos, ten przyjazny uśmieszek. Naprawdę. Tylko pogratulować.
    Co do całego opowiadania to jest coraz lepiej. Zero powtórzeń. Wręcz przeciwnie. Bogactwo językowe. A co najważniejsze, rozdziały są krótkie i chwała ci za to dziewczyno! Chciałabym potrafić się tak streszczać :D

    OdpowiedzUsuń